Z pewnością można ten obraz zaliczyć do licznego grona tzw. klasycznych westernów, gdzie jest dobry Biały i zły Biały, gdzie są waleczni Indianie i nieposkromiona amerykańska przyroda. Słowem Dziki Zachód pełną gębą. Ale przy tym wszystkim jest to typowa bajka dla Amerykanów - zdobywców Dzikiego Zachodu, gdzie główny bohater to samotny heros, a relację między bladymi twarzami i czerwonoskórymi sprowadzają się do walki o terytorium i jak w tym przypadku złoto. Nawet motyw miłości jest taki sobie, ckliwy. Co razem wzięte z banalnym wydźwiękiem filmu daje po prostu przeciętny western.